Jedną z najbardziej znanych fotografii Witkacego, jest jego portret wielokrotny, na którym widać go z tyłu oraz dwukrotnie z profilu i z półprofilu. W kontekście portretowych i autoportretowych szaleństw artysty, zdjęcie to traktowane jest często jako genialne i fotograficzne motto jego twórczości. Podreśla mnogość osobowości, ról, póz, charakterów i grę z własnym ja, jaką artysta całe życie prowadził i którą sam, lub przy pomocy innych osób fotograficznie rejstrował. Sprawia to, że pięciokrotny portret Witkacego łatwo wziąć za jego oryginalny pomysł, który pozwolił mu w ten sposób podreślić obsesję związaną z wielorakością własnego wizerunku. Tak jednak nie jest, bo ani formuła portretu osoby pojawiającej się na nim kilkakrotnie, ani technika fotograficzna, dzięki której taki rezultat można uzyskać nie są jego wymysłem.
Sama idea portretu wielokrotnego jest znana w sztuce od wielu stuleci. Pokazanie tej samej osoby na jednym obrazie, zazwyczaj z przodu, półprofilu i profilu, było malarskim sposobem na przedstawienie człowieka w 3D. Fotografia, chętnie podjęła ten pomysł. Prawdopodownie zarówno z powodu rozwijających się możliwości samej techniki fotografii jak i potrzeby rynkowej jakim był - i ciągle chyba jest - nienasycony głód na nowe, ekscytujące sposoby portretowania. Zdumiewająco szybko przyzwyczajono się do cudu, jakim na początku zdawała się być migotliwa podobizna człowieka na małej lśniącej płytce dagerotypu, więc trzeba było dostarczać klientom zakładów fotograficznych wizerunków już nie tylko podobnych, ale coraz bardziej niezwykłych. Z pomocą przyszły eksperymenty z poruszającym się obiektem naświetlanym na długim czasie a także wielkrotna ekspozycja. Zdjęcia, które powstały przy użyciu tych nowych technik, lub raczej "sztuczek" jak o nich częściej myślano, były dla wielu niewiarygodne. Bo to, że na płótnie można namalować tę samą osobę trzy razy, było powszechnie oczywiste, ale fakt, że ktoś rozdwoił, lub co gorsza "roztroił" się stojąc lub siedząc przed aparatem fotograficznym było zupełnie niepojęte. Zakłady fotograficzne, zarówno te stacjonarne jak i wędrowne - poruszające się szlakiem wesołych miasteczek, cyrków i odpustów miały w swojej ofercie takie niezwykłe portrety. Zamawiano je często nie w charakterze dostojnego, poważnego wizerunku, ale traktując jako nowość, dowcip, fotograficzną "sztuczkę". Na początku 20. wieku, do czysto fotograficznych technik, które pozwalały na wizualne "rozszczepianie" klientów, studia fotograficzne dodały nowy trik, wyposażając się w połączone zawiasami lustra, które przy odpowiednim ustawieniu powtarzały odbicie modela pięciokrotnie. I w takim właśnie studio fotograficznym w Sankt Petersburgu w 1916 Witkacy zamówił sobie zdjęcie. W odróżnieniu od tysięcy identycznych zdjęć powstających w Europie i Ameryce w tym czasie, zdobyło stałe miejsce w historii. Podobnie wyróżniony został wykonany identyczną metodą pięciokrotny portret Marcela Duchampa, zaledwie rok później zrobiony w komercyjnym nowojorskim zakładzie fotograficznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz